sobota, 3 grudnia 2016

Tokio Nikki Part I: Dachowiec



Już śpieszę z wyjaśnieniem jakże szalonego tytułu mojej dzisiejszej notki. Właśnie uświadomiłam sobie, że zmiksowałam aż trzy języki. Światowo! No ale w końcu pierwszy raz od dawnoa odwiedziłam "wielki świat", więc chyba mogę sobie trochę poszaleć?
Ale do rzeczy! "Nikki" to oczywiście japońskie słowo, oznaczające "pamiętnik". Przy okazji chciałabym wspomnieć, że autorem pierwszego japońskiego pamiętnika, zatytułowanego "Pamiętnik z Tosy", był bardzo kreatywny i równie dowcipny Ki no Tsurayuki. Pisząc o swoich przygodach, podszywał się bowiem pod kobietę i używał stylu kobiecego zwanego "onnade".
Tyle z zakresu edukacji japonistycznej. Proszę wszystkich moich kochanych czytelników o zapamiętanie tej istotnej informacji!
Przyznam, że pomysł Tsurayukiego jest niezwykle ciekawy i inspirujący, ale ja jednak nie będę się dziś pod nikogo podszywała, także proszę się nie martwić. Chociaż nie, w sumie podszyłam się pod kota...W takim razie postaram się wyjaśnić, w jaki sposób zostałam "dachowcem".
Wszystko zaczęło się w piątek o 13. Znaczy dużo wcześniej ustaliłam z Dziewczynami, że przyjeżdżam do Tokio, bo zrobienie im takiej niespodzianki mogłoby skończyć się dla mnie samotnym weekendem w obcym i przede wszystkim wielkim mieście.
No więc w piątek po 13 wyruszyłam busem do Tokio. Wstałam wczesnym rankiem, żeby się odpowiednio przygotować, spakować i niczego nie zapomnieć. Oczywiście, jak to ja, miałam mnóstwo bagaży, ale dałam radę! Udało mi się nawet wyjść troszkę wcześniej z domu, żeby kupić jedzenie, nową piżamkę i co najważniejsze - zarezerwowany przed tygodniem bilet na busa.
Kiedy podchodziłam do okienka, przerażona Pani wskazała ręką inne okienko, chcąc odesłać mnie do swej koleżanki, mówiącej po angielsku. NIESPODZIANKA! Na złość mówiłam po japońsku, udając, że nie rozumiem po angielsku. Przemiła Pani była chyba bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Kupiwszy bilety, zorientowałam się, że mam jeszcze równą godzinę do odjazdu, więc poszłam sobie do pobliskiego sklepu z kosmetykami, pooglądać, co tam sprzedają. Czas minął mi tak szybko, że aż prawie się spóźniłam! Następnym razem na wszelki wypadek posiedzę sobie na ławce...
Moja podróż do Tokio trwała ponad 3 godziny. Po drodze mieliśmy krótki postój. Pogoda była naprawdę piękna i choć chciało mi się trochę spać, postanowiłam wytrzymać i podziwiać piękne widoki.
Kiedy dotarłam do Tokio było już ciemno. Ale nadal przyjemnie. Miasto zrobiło na mnie wspaniałe wrażenie - od razu poczułam, że panuje w nim dobra atmosfera, taki przyjemny, wcale nie obcy i zimny klimat. Przyznam, że było to bardzo miłe zaskoczenie!
Na dworcu czekała na mnie Agatik. Ulżyło mi, kiedy ją zobaczyłam! Po pierwsze nie widziałyśmy się już baardzo długo, a po drugie ja, jako inwalida bez mobilnego internetu i japońskiego numeru telefonu, miałabym bardzo poważny problem, gdyby jej tam nie było. A, zapomniałam dodać, że poza tym w ogóle nie znam się na mapach i zawsze mylę kierunki.
Po kilkunastu minutach dołączyła do nas, prosto z zajęć, Beata! Ponieważ wszystkie trzy byłyśmy bardzo głodne, od razu wyruszyłyśmy na poszukiwania jakiegoś dobrego i taniego jedzonka. Ostatecznie wylądowałyśmy w restauracji, w której samemu smaży się sobie Monjayaki. Na środku stolika znajduje się wbudowana w niego olbrzymia "patelnia". Pani przynosi ciasto jak na naleśniki i dodatki, które można dowolnie wybrać i do dzieła. W ogóle nie chciała nam pomóc, chociaż widziała, że nie jesteśmy "tutejsze", ale udało mi się wymusić na niej pokazanie nam tej trudnej sztuki. Drugi placek zrobiłyśmy już same! Było pysznie i zabawnie!
Po kolacji pospacerowałyśmy jeszcze trochę po Shinjuku, a potem Dziewczyny oprowadziły mnie po okolicy, w której mieszkają i opowiedziały wiele CIEKAWYCH historii, których nie mogę publicznie zdradzić.
W sobotę rano rozpoczęło się prawdziwe zwiedzanie. Kiedy pytałam, gdzie idziemy, Dziewczyny cały czas zgodnie odpowiadały: "NIESPODZIANKA!". Do końca nie zdradziły mi swojego sekretnego planu.
Tajemnym sposobem dotarłyśmy najpierw do słynnego Dworca Tokyo, a potem wylądowałyśmy w pobliskim centrum handlowym Kitte. Tam właśnie znajdował się taras widokowy, z którego można było podziwiać tokijską panoramę. Była piękna pogoda, piękne widoki, kwiatki, są więc i zdjęcia!

Tyle przygód na dzisiaj, ciąg dalszy w kolejnej notce!














                                                                                M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz