wtorek, 5 lipca 2016

Utsuru / Japanese photographers

Sayaka Maruyama 

Nareszcie wakacje! Mam tylko nadzieję, że nie znudzą mi się zbyt szybko.
Z tej okazji, ale oczywiście nie tylko z tego powodu, postanowiłam rozpocząć zupełnie nowy cykl postów. Piszę "cykl", bo zakładam kontynuację i regularność, licząc, że nie zabraknie mi wytrwałości, pomysłów, a przede wszystkim źródeł inspiracji.
Jako przyszła japonistka czuję się w pewnym stopniu zobowiązana do poruszania tematów związanych z Japonią, oczywiście wyłącznie takich, które subiektywnie uważam za najciekawsze, ekscytujące, które są mi bliskie i które chciałabym zgłębiać. Pragnę zaznaczyć, że nie traktuję tego "zobowiązania" w kategorii ciężaru, lecz czystej przyjemności i "pola do popisu".
Ostatnio, choć właściwie było to już jakiś czas temu, odczułam ogromną potrzebę zainteresowania się japońską fotografią. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Efektem moich poszukiwań jest odkrycie Sayaki Maruyamy, która w bardzo ciekawy sposób patrzy na świat: na kobiety i na to, czym jest "piękno". Jej fotografiom daleko do doskonałości - przynajmniej w tym zachodnim ujęciu. Nie ma tu oczywistego piękna. Ale jest to jednak piękno, nieco tajemnicze, które zapiera dech w piersiach. Przynajmniej moich.
Nie będę filozofowała ani udawała eksperta. Nie chodzi mi jednak o spojrzenie oczyma eksperta, lecz właśnie o pewien "akt wczucia". Indywidualnego. O bycie poruszonym czy dotkniętym. Tak właśnie się poczułam, patrząc po raz pierwszy na te zdjęcia: surrealistyczne, ale nieprawdopodobnie "bliskie naturze",  rzeczywistości. Bliskie w takim znaczeniu, że ma się wrażenie, że gdyby możliwe było ich dotknięcie, to dotknęłoby się prawdziwego, żywego człowieka, a nie kartki papieru.
Ten brak ideału jest chyba tym, co przyciąga, zatrzymuje mój wzrok i porusza mnie w tych fotografiach najbardziej.
No ale koniec tego gadania, bo miałam nie filozofować. A przecież w zdjęciach chodzi o to, żeby zobaczyć je na własne oczy.
Dzisiaj pokazuję moje ulubione prace: "SAKURA", "FADING" oraz portrety Miho. Przyznaję, że na ten wybór miała niewątpliwie wpływ także moja słabość do czerwieni.
Gdyby ktoś miał ochotę zobaczyć więcej: http://www.sayakamaruyama.com/ 
Nie mogę jednak obiecać, że jest to moja pierwsza, a zarazem ostatnia notka na temat Maruyamy.













2 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia, które owiane są pewną nutą "tajemniczości". Czekam na następny post. Myślę, że powinnaś pomyśleć nad krótkim opisem kim są Ci fotografowie, bądź inni ludzie. Nie chodzi o biografię stricte z Wikipedii, ale jakieś fakty z życia tych ludzi, aby móc lepiej ich poznać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz <3 Oczywiście wszelkie sugestie biorę sobie do serca i będę udoskonalać moje posty!

    OdpowiedzUsuń