środa, 24 lutego 2016

maps all around me

Dzisiejsze dwa wykłady były niezwykle ciekawe. Oba prowadził pan Sakurai Haruo, ale nie był podobny do Atsushiego Sakurai. Bardzo przepraszam za to porównanie, które zrozumieją tylko nieliczni, ale nie mogłam oprzeć się chęci przywołania tej wspaniałej postaci przy tak dogodnej okazji.

Z samego rana zaatakowały mnie mapy i geografia. Czekały na naszych biurkach i było ich naprawdę mnóstwo. Już od samego patrzenia rozbolała mnie głowa. Kiedy widzę mapę, od razu robi mi się słabo i zamiast się odnaleźć, zupełnie tracę orientację. Nie wiem, gdzie jestem, a tym bardziej gdzie powinnam być. Jednakże podobno podczas wakacji byłam dobrym pilotem. Może dlatego, że nie korzystałam z mapy. 
Muszę jednak przyznać, że dziś pan profesor zdołał oswoić mnie odrobinę z tymi strasznymi mapami. Bardzo prosto i jasno wyjaśnił skomplikowany japoński system nazewnictwa terenów i mam wrażenie, że nareszcie zrozumiałam, która część jak się nazywa i gdzie leży, czy jest miastem czy też nie. Wbrew pozorom wcale nie jest to takie proste, jeśli komuś przyszłoby do głowy tak pomyśleć. 
Po części geograficznej zeszliśmy na temat jedzenia. Przynajmniej w pewnym sensie. Pan Sakurai opowiadał między innymi o posiłkach ofiarowywanych bóstwom w świątyniach. Co wchodzi w skład boskiego menu? Oczywiście ryż, sake, woda, sól, ryba, warzywa i owoce. Posiłek ofiaruje się dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Obiadu niestety nie podają. Co ciekawe - w przypadku ryby, rano ofiaruje się jej górną część, a wieczorem - dolną.  Owoce objęte są jeszcze bardziej restrykcyjnymi wymogami - bóstwu można podać tylko te, których nazwy można zapisać za pomocą znaków kanji. Tak więc np. kiwi odpada, bo stosownych znaków japońskich nie obmyślono. Ale jak już obmyślą, to będzie można podawać bez problemu, tak powiedział pan profesor. 
Po rozmowach o posiłkach bóstw poszliśmy do stołówki. W samą porę, bo od samego słuchania zrobiłam się bardzo głodna. Obiad był przepyszny i bardzo syty, wytrwałam aż do kolacji bez podjadania! 
Przed zajęciami zdążyłyśmy zrobić jeszcze kilka zdjęć, chociaż wyszłyśmy dość późno. Jednak nie ma to jak dobra organizacja. Wcale się nie spóźniłyśmy i co więcej - nie byłyśmy ostatnie. 





9 komentarzy:

  1. ATSUSHI!!!!!!!!!!!!!!!
    Więcej foteeeeeeeeeeeeeeeeeeeek!
    Pokaż żarcie!!!
    Pozdrowienia z UW! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Moni popieram poprzedniczkę/poprzednika :) Więcej fotek!!! Ja pozdrawiam z Lublina <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje Kochane Agatki, dziś będzie dużo fotek, obiecuję! Dziękuję Wam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też proszę o więcej fotek!

    OdpowiedzUsuń